Press "Enter" to skip to content

Małe miasto wielkich bloków cz. 2

Osiedle Przylesie

Na kolejne z sopockich „leśnych” osiedli składa się 9 „wieżowców” stojących w osi biegnącej dnem Doliny Gołębiewskiej ulicy 23 Marca. Budynki oddawano do użytkowania w latach 1968-72 a inwestorem była Nauczycielska Spółdzielnia Mieszkaniowa. Przylesie jest jednym z trzech „wysokich” sopockich osiedli, w obrębie którego znajdują się również bloki czteropiętrowe. Większa część dziesięciopiętrowców, dokładnie 7 stoi po stronie południowej. Dwa wysokie budynki oraz wspomniane bloki czteropiętrowe zajmują stronę północną.

Za atut Przylesia można uznać (choć pewnie dla niektórych może to być uciążliwe) rzeźbę terenu i położenie na wzgórzach. Najwyżej zlokalizowany blok z numerem 23 Marca 91D stoi na wysokości 73 m n.p.m (dane ze strony wysokościomierz.pl), podczas gdy ulica 23 Marca przebiega na wysokości ok. 55 m n.p.m.

Na uwagę zasługują z całą pewnością przebudowane w ostatnich latach balkony. Nowe rozwiązanie przełamało nudę i banalną prostotę pierwotnych brył. I choć dalej to „klocki”, wielka płyta i MBY-110 z Zestawu Gdańskiego, to obecnie bloki prezentują się dużo ciekawiej niż przed remontem a mieszkańcy zyskali kilka dodatkowych metrów balkonów.

Osiedle Brodwino

Zbierając materiał do artykułu okazało się, że akurat w Muzeum Miasta Sopotu prezentowana jest wystawa „Brodwino – Najpiękniejsza Dzielnica Sopotu”, dotycząca historii tego kawałka miasta. Część ekspozycji można również zobaczyć w formie plenerowej opodal pawilonów handlowych na osiedlu. Wystawa obejrzana, nie ukrywam, że okazała się pomocna. Wszystkim zainteresowanym i chcącym szczegółowiej zgłębić temat, gorąco polecam.

Brodwino to największe blokowisko Sopotu. Są tu tylko „wieżowce”, właściwie poza blokami nie ma tu żadnych innych zabudowań z funkcją mieszkalną. W tym ujęciu jest więc osiedlem wyjątkowym, gdyż wszystkie pozostałe znajdują się w bezpośrednim sąsiedztwie budownictwa jednorodzinnego lub mniejszych bloków, również tych współczesnych. Można więc powiedzieć, że w sensie urbanistycznym Brodwino zachowało swoją „czystą” pierwotną formę.

To tutaj stoją też jedyne w mieście wysokie czteroklatkowce. Choć trzeba odnotować, że siedem tych bloków z adresami ul. Kolberga to tak naprawdę dwuczłonowe „składaki”. Niemal identyczne dwuklatkowe moduły mieszkalne typu „kokoszkowego” (z racji wytwarzania prefabrykatów w Gdańskim Kombinacie Budowy Domów w Kokoszkach), tyle że stojące samodzielnie, znajdziemy również na Karlikowie.

Pozostałe bloki to budynki typu „gdańskiego”, których łącznie przy ul. Kolberga i Cieszyńskiego stoi dziesięć. Siedemnaście dziesięciopiętrowców stanowi więc najwyższy wynik na sopockich osiedlach. Budowę Brodwina rozpoczęto od postawienia kotłowni w 1974 r. a same bloki NSM oddawała do użytku w latach 1975-77.

Osiedle Kamienny PotokNa tej sopockiej dzielnicy znajdziemy kilka rodzajów zabudowy, dlatego też uznałem, że to Brodwino w aspekcie wysokich bloków z wielkiej płyty jest osiedlem największym. Kamionka to punktowce w łącznej liczbie 14 sztuk, bloki czteropiętrowe, sporo domów jednorodzinnych oraz współczesne budownictwo wielorodzinne. Dziesięciopiętrowce były stawiane w dość długim odstępie czasowym, bo działo się to w latach 1968-79. Do użytkowania oddawała je oczywiście Nauczycielska Spółdzielnia Mieszkaniowa.

Osiedle jest rozległe, położone na wzgórzach po obu stronach Doliny Kamiennego Potoku. Biegnąca jej dnem ulica Obodrzyców bardzo wyraźnie rozdziela je na dwie części. Pierwsza z nich znajdująca się na południowym zboczu doliny obejmuje 11 punktowców stojących w osi ulicy Kraszewskiego

Druga część osiedla wyrasta na wzgórzach po północnej stronie doliny. Gros budynków stanowią bloki czteropiętrowe oraz domy jednorodzinne. Stoją tam jedynie trzy punktowce, w tym charakterystyczny, mocno zarysowany w panoramie północnej strony miasta blok z adresem Kujawska 29. Z racji swojej górującej nad okolicą sylwetki, zawsze wydawało mi się, że jest to najwyżej stojący „wieżowiec” w Sopocie. Sprawdzian na stronie wysokosciomierz.pl zweryfikował to wrażenie – Kujawska 29 stoi na wzgórzu o wysokości 61 m n.p.m. Tak więc wyżej stoją chociażby wspomniany wcześniej 23 Marca 91D, „gdańskie” bloki przy Kolberga a nawet te przy Mickiewicza.

Osiedle Karlikowo

Karlikowo to jedyne wysokie bloki mieszkalne stojące w Dolnym Sopocie, w części poniżej skarpy. Mamy tu ich łącznie „tylko” cztery sztuki. Dwa z obecnym adresem ul. Karlikowskiej wzniesione w 1977 r. i dwa przy ul. Bitwy pod Płowcami z 1979 r. Budowała je i do dziś nimi zarządza Pracownicza Spółdzielnia Mieszkaniowa „Kolejarz”.

Jest to chyba również najbardziej kuriozalne sopockie osiedle. Wciśnięte w przedwojenną zabudowę bloki przygniatają swoimi gabarytami całą najbliższą okolicę. To również jedne z najbliżej położonych plaży dzisięciopiętrowców w całym Trójmieście. Zwrócone frontami w stronę morza oferują mieszkania z imponującym widokiem. Ów widok, zapewne jeden z piękniejszych w Polsce, zapewniają także zlokalizowane na ostatnich kondygnacjach suszarnie i zamknięte od lat pomieszczenia zsypowe.

Gdybym miał wybrać najbardziej wyrwane z kontekstu, niedorzeczne i nieudane bloki w Sopocie, to wskazałbym właśnie je. Pomimo, że wychowałem się na tym osiedlu, że mam w tych blokach wielu kolegów, że to osiedle stanowi kawał mojego życia, uważam, iż jego umiejscowienie jest najbardziej jaskrawym dowodem urbanistycznego obłędu okresu „peerelu” w Sopocie.

*

Spróbujmy więc podsumować, to co udało się do tej pory ustalić i spojrzeć na temat z nieco szerszej perspektywy, mianowicie w kontekście całego miasta. W Sopocie mamy łącznie 58 jedenastokondygnacyjnych budynków mieszkalnych. W przybliżeniu mieści się w nich około 4800 mieszkań. Z kolei  według ostatniego spisu powszechnego z 2021 r. w mieście jest 19391 lokali mieszkalnych. Wychodzi, że czwarta część ogólnego zasobu mieszkaniowego gminy Sopot znajduje się w dziesięciopiętrowcach. A przecież są jeszcze mniejsze bloki, i też niemało: 3 Maja, Pokorniewskiego, Malczewskiego, Słowackiego, 23 Marca, Małopolska… Wszystko w uzdrowisku, w mieście willi i kamienic.

Idźmy dalej – obecnie Sopot ma 35 tys. mieszkańców. Średnio, według danych ze spisu, przypadnie nam więc 1,8 Sopocianina na mieszkanie. Zatem w wieżowcach mieszka ok. 9 tys. osób. To znów czwarta część miasta. Jeśli dołożylibyśmy bloki czteropiętrowe wyszłoby, że ok. 1/3 ogólnej liczby Sopocian mieszka w wielkiej płycie. W przybliżeniu jest to krajowy standard, warto jednak zwrócić uwagę, że to statystyka, która może być niedokładna z racji nieuwzględnienia różnych zmiennych.

Jak wygląda to więc w rzeczywistości? Śmiem twierdzić, że w praktyce mieszkańców bloków w Sopocie jest więcej, z racji wyraźnie zarysowanych w ostatnich latach trendów np. wykupywania części nowych mieszkań tzw. apartamentów w celach inwestycyjnych. Mówiąc wprost – w tych domach nikt nie mieszka. „Stare” socjalistyczne  budownictwo wielorodzinne przy dokładnym policzeniu zapewne byłoby odpowiedzialne za zawyżenie owej statystyki, choć, co wszyscy wiemy, także i tam część lokali jest na wynajem albo zamieszkiwana jest przez osoby samotne. Jednakże nasuwa się wniosek, że to budownictwo peerelu trzyma jeszcze liczbę mieszkańców Sopotu.

Druga konkluzja zgadza się z dość często powtarzanym twierdzeniem, że Sopot jest miastem paradoksów. Oto szykowny nadbałtycki kurort, wizytówka polskiego wybrzeża, miasto plaż, mola i festiwalu, którego  trzecia część obywateli mieszka w blokach z czasów Polski ludowej (sic!). Mówiąc nowo poznanej osobie, że jesteś z Sopotu, istnieje przeszło trzydziestoprocentowa szansa, że mieszkasz właśnie w takim bloku.

*

Niewątpliwie trudno dziś wyobrazić sobie bez nich polskie miasta. Są praktycznie wszędzie, choć w niektórych miejscowościach nie przypuszczono radykalnej „inwazji” i udało się uniknąć destrukcji historycznych tkanek miast. Klucza do tych działań trzeba by zapewne szukać w głowach ówczesnych urbanistów i planistów i pewnie każdy przypadek traktować oddzielnie, ale zachowały się takie miejsca w Polsce, gdzie komunistyczne klocki nie wyzierają zza każdego rogu. To na przykład Sandomierz i Chełmno. Inne miasta ucierpiały bardziej. Jakże absurdalny jest ich widok w bezpośredniej bliskości krzyżackich zamków w Malborku, Bytowie, Nidzicy…

A w Sopocie? Chcemy czy nie, Sopot jest miastem bloków. Są one nieodłączną składową krajobrazu miasta, domem ogromnej liczby Sopocian. I będą, dopóki zupełnie nie zardzewieją kotwy łączące ich płyty elewacyjne i się nie zawalą (scenariusza wojennego nie chcę nawet zakładać). Ale czy to faktycznie się stanie, czy możemy do tego dopuścić, pozwolić sobie na to? Otóż nie, ponieważ to nasze domy, dlatego te bloki będą jeszcze długo stały. Bardzo długo. Dlatego trzeba na nie spojrzeć chłodnym okiem, oswoić i spróbować odnaleźć pozytywy.

Istnieje jeszcze jeden scenariusz, zresztą już wypróbowany. Idee Le Corbusier’a i założenia Karty Ateńskiej miały na celu przeformatowanie przestrzeni życiowej społeczeństw w miastach. Można powiedzieć, że koncepcja budowy dużych bloków mieszkalnych nosiła znamiona pewnego eksperymentu społecznego. Czy udanego? Osobiście dziś jestem daleki od jednobiegunowego patrzenia, od pogardy dla blokowisk i wielkiej płyty, którą słyszałem kiedyś bardzo często.

Są jednak miejsca, gdzie ów modernistyczny eksperyment uznano za porażkę i zrealizowano wspomniany wyżej alternatywny scenariusz – fizyczne unicestwienie.  Najlepszym przykładem jest szkockie Glasgow, które swego czasu było jednym z najwyższych miast Europy. Dziś to wspomnienie a w serwisie YouTube możemy obejrzeć kompilacje z wyburzania potężnych budynków w tym mieście (polecam film The Red Road Flats Story i dokument BBC High Rise and Fall o blokach w dzielnicy Gorbals).

*

Duża część starego Sopotu, właściwie całe centrum, miała być zrównana z ziemią a w jej miejscu miało wyrosnąć nowe „socjalistyczne” miasto. Nowoczesne miasto bloków, które być może w wizji aparatu władzy mogło nawet zostać wchłonięte przez Gdańsk.

Nic takiego się nie stało, dlatego dziś mamy czuć ulgę. Oczywiście byłby to koniec Sopotu, ale stawianie sprawy w ten sposób, tzn. implikowanie ostrej i konfrontacyjnej postawy do urbanistyki peerelu wywołuje wrażenie, że wszystko, co budowane jest współcześnie będzie lepsze od tego, co było. Komuna padła to teraz będzie już tylko „super”, ładnie i kolorowo. Tak uczono nas myśleć przez wiele lat.

Dlatego niemożliwe było uniknięcie w tym tekście porównania ze współczesnym modelem wielorodzinnego budownictwa mieszkaniowego. A przecież to właśnie ono stanowi jeden z głównych czynników kształtujących wygląd naszych miast. To ono kreuje naszą życiową przestrzeń. I oto wszystkie osiedla ulokowane w sopockich dolinach: Mickiewicza, Przylesie, Brodwino i Kamienny Potok, pomijając oczywiście ich jakość architektoniczną i komfort mieszkań, w ujęciu urbanistycznym powiększyły miasto. Tam jest Sopot otwarty i ogólnodostępny, z zieleńcami, boiskami, placami zabaw; ze szkołami, przychodniami, przedszkolami, bibliotekami, sklepami itp.

Tymczasem współczesne osiedla deweloperskie tak naprawdę powyrywały kawałki miasta. Są niczym niedostępne kratery, które trzeba po prostu omijać. Tym samym Sopot się skurczył a to proces odwrotny do tego co robili urbaniści peerelu.

Jedną z moich ulubionych, najstarszych i najważniejszych pozycji poświęconych Sopotowi jest album „Sopot” autorstwa Marii i Andrzeja Szypowskich z 1984 r. W opatrzonej dużą i kolorową fotografią wzmiance o Brodwinie znajduje się zdanie: „Sopot nie dysponuje już żadnymi wolnymi terenami nadającymi się do zabudowy blokowej”. Tak, czy aby na pewno? Jakże błędne było to spojrzenie wobec tego wszystkiego, co wybudowano w Sopocie po roku ’89 i tego, co jeszcze jest w planach do wybudowania w „świetlanej” przyszłości.

 

 

 

Spread the love