Press "Enter" to skip to content

Potok Karlikowski cz. I: „Do źródeł”

Korzystając z uroków tej pięknej pory roku, jaką jest wiosna, postanowiliśmy wybrać się na spacer wzdłuż Potoku Karlikowskiego, Doliną Świemirowską, do jego źródeł. Jako, że w większości swojego biegu rzeczka toczy swój nurt schowana w rurze pod ziemią, uznaliśmy, że wędrówkę rozpoczniemy tam, gdzie choć momentami będzie można popatrzeć na płynącą wodę. Wystartowaliśmy przy zbiorniku retencyjnym zlokalizowanym przy ul. Mikołaja Reja.

Zbiornik wybudowano w pierwszym etapie porządkowania spraw gospodarki wodnej w Sopocie. Czy spełnia swoją rolę należycie? Trudno powiedzieć, gdyż powódź z 2016 r. pokazała, że żywioł jest nieobliczalny i nawet tak mały i niepozorny sopocki potoczek, może pokazać swoje groźne oblicze. Na pewno zbiornik jest miłym akcentem estetycznym. Stawy retencyjne urozmaicają miejski krajobraz, a także stanowią ostoję wodnego ptactwa oraz znakomite miejsce wypoczynku i rekreacji.

Niestety, zapewne i to miejsce straci niedługo swój zaciszny i kameralny charakter. Firma AB Inwestor Andrzej Boczek z Gdyni, która jest właścicielem działki w najbliższym sąsiedztwie stawu, planuje wybudowanie tam dwóch pięciokondygnacyjnych bloków, tzw. apartamentowców. Przesłaniem tej inwestycji jest zwrot „Natura Luksusu”, którym firma operuje na swojej stronie internetowej. Co ciekawe, sami marketingowcy dewelopera widzą, że oba sformułowania nie idą w parze i sami mówią, że to dwa wzajemnie przeciwne światy. No, ale cóż, oksymorony stały się jednymi z podstawowych technik reklamowania inwestycji deweloperskich w Trójmieście i AB Inwestor nie jest tu wyjątkiem. Rozjeżdżanie spychami kolejnych terenów zielonych „w zgodzie z naturą” to już standard.

Inwestor zachęca do zakupu mieszkań, jako jeden z głównych walorów wymieniając bliskość natury: lasów, stawu i potoku, jednocześnie nie widząc, że sam diametralnie zmieni oblicze najbliższej okolicy. Natura jak zwykle w odwecie, a potok, staw i wypoczywający nad jego brzegami ludzie, staną się jedynie widokiem z okna dla właścicieli apartamentów. Warto także zastanowić się nad przepustowością infrastrukturalną tego miejsca. 34 mieszkania to kilkadziesiąt dodatkowych samochodów w ruchu drogowym, przy pętli autobusowej i jednym z najtrudniejszych i najbardziej zakorkowanych skrzyżowań w Sopocie.

Póki co, okolicy nie przesłaniają jeszcze bloki i nie ryczą jeszcze silniki maszyn budowlanych, więc spokojnie można nacieszyć się widokiem stawu. Zaskoczył niski stan wody w jeziorku, być może miało to związek z pracami konserwatorskimi przeprowadzanymi po zimie. Jednakże już w górnej części zbiornika ukazała nam się wodna kaskada, wbijająca się w całkiem głęboki wąwóz i spieniona rozbijająca się na porozrzucanych pokaźnych głazach . I mimo, że zbudowana rękami człowieka, to wciąż widok takiej „żywej” wody cieszy i wprawia w dobry nastrój.

Niedaleko stąd Potok Karlikowski płynie już otwartym nurtem. Jednak spacer nad wodą jest niemożliwy, gdyż przepływa on przez tereny ogródków działkowych. Można pomyśleć, szczęśliwi działkowcy, przez których ogródki płynie potok. Jedyna droga to wejście na ul. Reja i spacer wzdłuż ogrodzeń ROD.

Po kilkuset metrach pojawia się możliwość wejścia między ogrody. To krótka, ślepa, wyłożona betonowymi płytami droga, prowadząca do ujęcia wody Nowe Sarnie Wzgórze i kilku prywatnych posesji. Ujęcie zbiera wodę z Potoku Karlikowskiego i zasilającego go prawego, największego dopływu. Przez studzienki słychać jak woda szumi pod naszymi stopami. Zza ogrodzeń oszczekują nas jednak psy, wracamy na ul. Reja.

Po kolejnych ok. 100 m w płotach pojawia się wyrwa, przez którą między parcele „wciska się” kawałek sopockiego odcinka zielonego Szlaku Skarszewskiego. Wędrując nim, za 76 km osiągnęlibyśmy Skarszewy, urokliwe miasteczko na Kociewiu, pokonując po drodze trójmiejskie lasy a następnie wschodnią ścianę Pojezierza Kaszubskiego.

 

 

Tu już robi się przyjemnie, w końcu schodzimy z asfaltu. Ścieżka jest bardzo wąska, ale dzieci mają ogromną frajdę. I wreszcie pojawia się potok. Przecina ścieżkę a nad jego lustrem przerzucona jest drewniana kładka. Jest to znakomite miejsce, żeby zrobić sobie zdjęcie. Idziemy dalej, aż dochodzimy do wspomnianego wcześniej dopływu, nazwanego na wniosek sopockich esparantystów „Torento”. Na tym odcinku strumień płynie naturalnym biegiem i pokazuje jak mogły wyglądać sopockie potoki przed powstaniem miasta i wpuszczeniem ich w rury.

Wczesna wiosna daje też możliwość zapoznania się z kwiatami tej pory roku. Nad wodą natrafiamy na kwitnący kobierzec zawilców oraz usadowione obok niego łuskiewniki różowe. To bardzo specyficzne kwiaty, ponieważ należą do roślin bezchlorofilowych, czy inaczej bezzieleniowych. Nie przeprowadzają fotosyntezy, dlatego wszystkie substancje odżywcze czerpią z żywiciela. W tym przypadku z korzeni drzew, jest więc nasz przyjaciel pasożytem. Ciekawostką jest to, że łuskiewniki posiadają ssawki, które mogą być wielkości dłoni człowieka, żyją nawet 80 lat (!) a przez 10 mogą nie wychylać się na powierzchnię. Dopiero po srogiej zimie kwiaty łuskiewnika pojawiają się na okres ok. tygodnia na powierzchni, po czym obumierają.

 

 

Jednym z najbardziej charakterystycznych punktów tej wycieczki (odbywa się regularnie) jest polanka esperantystów. O tym miejscu napisano już tyle, że powtarzanie tych informacji, nie ma większego sensu. Tuż obok znajdują się źródła dopływu. Robimy sobie krótką przerwę. Maluchom bardzo podoba się tryskające źródełko oraz kamień z wyrytymi na nim słowami w esperanto.

 

Dalej idziemy leśną drogą, południową krawędzią doliny, mijając ogródki działkowe już po prawej stronie. Po przejściu jakichś 200 m, przy rozwidleniu dróg, znów pojawia się Potok Karlikowski. Płynie przepustem pod drogą i wchodząc swoim nurtem w tereny ogrodów działkowych po raz pierwszy zostaje delikatnie „spacyfikowany”, poprzez ujęcie go w karby niewielkiego i dość prowizorycznego zbiornika. Skręcając w lewo nareszcie możemy pójść obok naturalnie płynącego potoku, w środowisku leśnym, nie przekształconym znacząco przez człowieka.

Jednakże ten naturalny nurt to raptem kilkaset metrów, licząc od rozwidlenia do źródeł. Na całym swoim liczącym ponad trzy kilometry biegu (dokładnie 3200 m; Karlikowski jest najdłuższym ze wszystkich jedenastu sopockich potoków) na powierzchni płynie na długości 1270 m (ok. 40% całkowitej długości; źródło: www.sopockie-potoki.pl.tl). Przez teren niezantropogenizowany w znacznym stopniu, ok. 200-300 metrów. Prawie dwa kilometry Potok Karlikowski płynie rurami pod miastem. Te dane dobitnie pokazują, jak silna jest presja człowieka i jak mocno przekształca on środowisko naturalne. Procesy te nabierają coraz szybszego tempa, ponieważ, warto w tym miejscu podkreślić, że jeszcze sto lat temu Potok Karlikowski prawie w całości płynął na powierzchni, a jedynymi śladami antropopresji były działające na jego biegu młyny.

Idziemy drogą, mając potok po swojej lewej stronie. Na tym ostatnim odcinku, praktycznie tuż u źródeł, można oglądać jak łagodnie meandruje wąwozem, w zwężającej się coraz gwałtowniej dolinie. Co ciekawe, niektóre źródła podają inną nazwę, a mianowicie Potok Świemirowski zamiast Karlikowskiego. Sam jestem w posiadaniu wydanej w 1999 r. mapy Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego, która stosuje właśnie takie nazewnictwo. Być może nazwa „Świemirowski” dotyczyła górnego biegu i zapewne miało to związek z tym, że strumień na długim odcinku płynie przez Dolinę Świemirowską.

Ciekawostką górnego odcinka Potoku Karlikowskiego była kiedyś okrągła budowla hydrotechniczna. Znajdowała się ona po drugiej stronie wąwozu, patrząc od drogi, którą szliśmy. Nie wiem kiedy dokładnie została wyburzona, ale udało mi się jeszcze parę lat temu ją sfotografować. Była już zrujnowana i zdewastowana przez wandali. Ale jej wygląd bardzo przypominał inną, bliźniaczą budowlę, która znajdowała się niegdyś w Lasku Karlikowskim. Nazywaliśmy ją „Moc miłości” z racji graffiti, które widniało na jej ścianie.

 

W końcu dochodzimy do źródeł. Stanowi je niewielka niecka otoczona zewsząd stromymi zboczami wysokich, porośniętych lasem wzgórz. Na przestrzeni kilkudziesięciu, może ok. 100 metrów kwadratowych podmokłego i zabagnionego gruntu można obserwować tworzące się pierwsze strużki potoku. Zlewają się w jeden strumień w lekko opadającym miejscu wylotu. Nie da się ukryć, że źródlisko jest bardzo atrakcyjną ciekawostką geograficzną a samo miejsce otacza wyjątkowa, lekko tajemnicza atmosfera.

I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że i to miejsce coraz mniej przypomina naturalny krajobraz. Tuż u źródeł znajduje się spora polana, na której leży mnóstwo ściętych drzew. Mamy pamiętać, że jesteśmy w lesie gospodarczym. Droga, którą tu doszliśmy, też na przestrzeni lat zmieniła się w równy i szeroki dukt, zapewne służący do transportu drewna. Okoliczne wzgórza z kolei zostały, mówiąc kolokwialnie „rozjechane”, ponieważ pokryły się siecią rowerowych tras. Kolarstwo górskie to modna dziedzina sportu a trójmiejskie lasy wspaniale się do tego nadają. Tak człowiek kształtuje krajobraz, tak wygląda wspomniana  wcześniej antropopresja.

Nagle rozległo się szczekanie psów. Grupa ludzi zbliżała się do nas z ujadającymi czworonogami. Maluchy były już zmęczone, czas wracać do domu.

Sopot, 28 kwietnia 2021 r.

Spread the love