Press "Enter" to skip to content

Wakacyjna samochodoza uzdrowiskowa

Niedziela 11 lipca 2021 roku była dniem, w którym sopocki pejzaż całkowicie zdominował jeden element – samochody. Ulice Grunwaldzka i Powstańców Warszawy, ale również mniejsze, boczne uliczki dolnego tarasu, przez kilka godzin intensywnie się korkowały. Kierowcy bezskutecznie poszukiwali miejsc do zaparkowania w ścisłym centrum, tych jednak ewidentnie w dniu wczorajszym brakowało. Wiele aut stanęło w miejscach do tego nieprzeznaczonych. Kurort wypełniły hałas i spaliny, było ciasno, nerwowo i chaotycznie. W związku z tym warto zadać pytanie: czy tak będzie przez całe lato? Czy hałas, korki i miasto zawalone samochodami są już stanem, który musimy zaakceptować, nauczyć się z nim żyć?

Po kilku deszczowych dniach wróciły upał i słońce. Wakacje, niedzielne popołudnie, więc zapewne te wszystkie okoliczności złożyły się na sytuację, że tysiące turystów zapałało pragnieniem Sopotu i masowo ruszyło wczoraj w uzdrowiskowe plenery. Sęk w tym, że jak przystało na turystę z prawdziwego zdarzenia, pragnienie owe postanowił on realizować w swoim ukochanym samochodziku. Trudno powiedzieć jaka myśl przewodnia przyświeca takiemu działaniu.

Być może chodzi o przywiązanie do autka i nie do końca widać zgodne z rzeczywistością przekonanie, że tak jest szybciej i wygodniej. Odwiedzający kurort postanowili zaparkować najlepiej tuż przy plaży lub przy Monciaku. Trudne to, a raczej niemożliwe, ażeby turysta w tak dużej ilości tego dokonał, pojawił się więc problem. Oczywiście można w sytuacji paraliżu drogowego doskonale zweryfikować swój osobisty poziom koherencji, ale nie to było raczej celem wczorajszych samochodowych eskapad po Sopocie. Bo czy na pewno turyści chcą spędzać czas w nerwowych poszukiwaniach miejsca do zaparkowania? Nie sądzę.

Sopot jako uzdrowisko musi posiadać „właściwości lecznicze klimatu”. Takim sformułowaniem posługuje się ustawa uzdrowiskowa. Art. 46 tejże stanowi, że gmina uzdrowiskowa realizuje zadania związane z zachowaniem funkcji leczniczych uzdrowiska, w szczególności w zakresie ochrony warunków naturalnych oraz spełniania wymagań w zakresie dopuszczalnych norm zanieczyszczeń powietrza i natężenia hałasu. Naprawdę niemożliwe było wczoraj uwierzenie w owe „właściwości lecznicze klimatu” oraz spełnienie wymagań w kwestii poziomu hałasu i zanieczyszczeń. Tym bardziej, że największy ścisk zrobił się w objętych największymi uzdrowiskowymi rygorami strefach A1 i B1.

Na bardzo smutny widok mogli natrafić wczoraj przejeżdżający tunelem pod Placem Przyjaciół Sopotu. Przy wyjeździe w stronę Gdyni, wśród śmieci na skraju jezdni, leżała martwa mewa. Najpewniej ptak zginął potrącony przez samochód podczas żerowania na odpadkach zalegających na drodze. Zgłosiłem sprawę strażnikom miejskim, którzy opodal zajęci byli wypisywaniem mandatów za złe parkowanie. Jeden ze strażników odparł mi, że wiedzą o tym, sprawa została zgłoszona a firma ma 12 godzin na usunięcie truchła. Czyli, jeśli mewa leżała od godziny (było ok. 13:00) to spokojnie mogła leżeć tam do nocy? Dobrze, że nie 24 godziny albo jeszcze dłużej.

Naprawdę, smutne to i w ponury sposób wymowne – martwy symbol Sopotu walający się w śmieciach pod kołami rozjeżdżających kurort aut. I gdy tak skomentowałem ten fakt, widziałem tylko, jak twarz strażnika zgęstniała i pewnie za moment mógł zrobić się nerwowy. Nie wiem, jak mogłem pana strażnika tym co powiedziałem urazić, ale nie chciałem eskalować napięć i nic więcej nie mówiąc poszedłem dalej.

A strażnicy byli wczoraj mocno zapracowani. Na ulicach pojawiło się bardzo dużo patroli samochodowych i pieszych, zarówno straży, jak i policji. Podczas krótkiego spaceru po centrum widziałem kilkanaście założonych na koła blokad. W porządku – turysto, nie parkuj gdzie popadnie, ale trudno nie odnosić wrażenia, że takie działanie to tylko łatanie problemu. W ciągu trzech dni straż miejska wystawiła rekordową ilość 105 mandatów oraz 93 założonych blokad. Rekord niechlubny, ponieważ wyraźnie pokazał, że Sopot w ostatni weekend zamienił się w miasto „parkingowego bezprawia”.

Patrole i gonienie „zawalaczy” ulic i chodników, jakkolwiek słuszne, jest li tylko działaniem reaktywnym. Zresztą przynoszącym mizerne efekty, bo samochodowe pielgrzymki nie ustają i raczej nic nie wskazuje na to, by ustać miały. Tu potrzeba bardzo zdecydowanych działań, sięgających przyczyn. Ale wprowadzenie zakazu (albo chociaż ograniczenia) ruchu pojazdów (nie obowiązującego mieszkańców i pracowników) w strefach uzdrowiskowych A i B lub centrum, mogłoby być zbyt obciążające wizerunkowo dla władz gminy. Utrata popularności w oczach materialnie uposażonego turysty, przyjeżdżającego samochodem do „prestiżowego” Sopotu, może być zbyt dużym kosztem, który trzeba by ponieść w celu likwidacji problemu.

Próba rozwiązania samochodozy bezpłatnym parkingiem przy Egro Arenie jest działaniem zmierzającym w dobrym kierunku, jednak trzeba to zaznaczyć, niewystarczającym. Ostatnia niedziela dobitnie to pokazała. Powiedzenie, że Eko Parking świecił pustkami byłoby nadużyciem, ale wolnych pozostawało ok. 60-50% miejsc. Również przejażdżki meleksami nie cieszą się zbytnią popularnością.

Czy niewykorzystywanie potencjału Eko Parkingu jest wynikiem nieskutecznej kampanii informacyjnej? Ciężko stwierdzić, ale mam wrażenie, że na niewielkie tabliczki na słupach mało kto zwraca uwagę. Jednakże, to zadaniem gminy i nas samych powinno być określenie zasad na jakich odbywa się korzystanie z uroków Sopotu. To nie my powinniśmy dostosowywać się do turystów, tylko turyści powinni dostosować się do warunków, które my ustalamy, najlepiej przecież wiedząc, co dla naszego miasta jest dobre i mu służy, a co jest zagrożeniem i po prostu szkodzi.

Samochodoza w Sopocie to przede wszystkim gwałt na pejzażu miasta a także grabież przestrzeni pieszym. A to właśnie z perspektywy pieszego Sopot jest najwspanialszy. Tylko z niej można dostrzec ten wysublimowany detal, który determinuje urokliwy i niepowtarzalny charakter uzdrowiska. Niestety, letnie weekendowe spacery w spalinach, hałasie silników i wypełnione przeciskaniem się między zawalającymi chodniki i przejścia samochodami, blokuje taką możliwość. Powinniśmy więc dać ją przyjezdnym w bardziej stanowczy sposób, a i sami pewnie złapalibyśmy trochę oddechu. Również latem.

Spread the love