Press "Enter" to skip to content

Mieszkańcy dla Sopotu

Wakacyjna samochodoza uzdrowiskowa

Niedziela 11 lipca 2021 roku była dniem, w którym sopocki pejzaż całkowicie zdominował jeden element – samochody. Ulice Grunwaldzka i Powstańców Warszawy, ale również mniejsze, boczne uliczki dolnego tarasu, przez kilka godzin intensywnie się korkowały. Kierowcy bezskutecznie poszukiwali miejsc do zaparkowania w ścisłym centrum, tych jednak ewidentnie w dniu wczorajszym brakowało. Wiele aut stanęło w miejscach do tego nieprzeznaczonych. Kurort wypełniły hałas i spaliny, było ciasno, nerwowo i chaotycznie. W związku z tym warto zadać pytanie: czy tak będzie przez całe lato? Czy hałas, korki i miasto zawalone samochodami są już stanem, który musimy zaakceptować, nauczyć się z nim żyć?

Kolejny cichy pogrom

Trzmiel ziemny zapyla kwiat bzu. Park Karlikowski; czerwiec 2012 r.
Trzmiel ziemny zapyla kwiat bzu. Park Karlikowski; czerwiec 2012 r.

Wiele z miejsc w Sopocie, w których można było je spotkać jeszcze kilka, czy kilkanaście lat temu, diametralnie zmieniło swój wygląd i charakter. Wraz ze zmianami idącymi w duchu haseł „nowocześnie” i „ładnie”, zniknęli ich najmniejsi dotychczasowi mieszkańcy. Trzmiele, bo o nich mowa, to kolejne zwierzęta, którym grozi wymarcie. To ekologiczna katastrofa. Po tej zagładzie może nastąpić zaniknięcie wielu rodzimych gatunków roślin, które zapylają tylko pszczołowate z rodzaju Bombus.

Najpiękniejszy Widok

Jedyny sopocki rezerwat przyrody to miejsce doniosłe i wyjątkowe. Ogromne pnie powalonych w naturalny sposób drzew zalegają tu aż do momentu ponownego, całkowitego wejścia w obieg materii. Nikt ich nie zbiera, nie usuwa, nie „porządkuje”. Znajdująca się tuż obok „Zajęczego Wzgórza” Glinna Góra, ze swoją stromizną i potężną, jak na teren nizinny wyniosłością, stanowi z kolei wspaniały punkt widokowy na Zatokę Gdańską i skąpany w zieleni Sopot. Dla mnie oba te miejsca łączą się w jedno. W miejsce, w które pielgrzymowałem wielokrotnie po spokój i wyciszenie. W miejsce piękne i hipnotyczne, o każdej porze dnia i nocy, o każdej porze roku. W miejsce wręcz święte.

Ale jakie Monte Carlo…?

Słyszałem to porównanie niejednokrotnie. Świeży i rozegzaltowany urzędniczy narybek szafował nim nader ochoczo. „Już nikt nie kupi jednej herbaty na pięć osób, tylko zapłacą duży rachunek, w drogiej restauracji” – perorowała jedna z dziewczyn. Aby po chwili dokończyć swój wywód: „Sopot to faktycznie będzie takie polskie Monte Carlo”. Gryzłem się tylko w język. „Tak, jasne, Monte Carlo” – pomyślałem. Minęło wiele lat, a ja wciąż to pamiętam. Dlaczego? Czy coś z tego, o czym mówiła kiedyś młoda urzędniczka ziszcza się, czy coś jest na rzeczy? Po kolei.

Potok Karlikowski cz. I: „Do źródeł”

Korzystając z uroków tej pięknej pory roku, jaką jest wiosna, postanowiliśmy wybrać się na spacer wzdłuż Potoku Karlikowskiego, Doliną Świemirowską, do jego źródeł. Jako, że w większości swojego biegu rzeczka toczy swój nurt schowana w rurze pod ziemią, uznaliśmy, że wędrówkę rozpoczniemy tam, gdzie choć momentami będzie można popatrzeć na płynącą wodę. Wystartowaliśmy przy zbiorniku retencyjnym zlokalizowanym przy ul. Mikołaja Reja.

Czy historyczny budynek polskiej szkoły zostanie zniszczony?

Budynek przedwojennej polskiej szkoły już niedługo zostanie przebudowany w taki sposób, że będzie nie do rozpoznania. Niemal wszyscy lokatorzy zamieszkujący zlokalizowaną przy ul. Parkowej 18 nieruchomość już wyprowadzili się z budynku. Pozornie skromna kamienica jest jednak bardzo ważnym punktem na mapie Sopotu, gdyż to jej mury w okresie Wolnego Miasta Gdańska stanowiły ostoję polskości. Tymczasem powstaje tu kolejna apartamentowa „plomba”.

Sopockich wierzb urok

Są wyjątkowe. Jakże malowniczo prezentują się o każdej porze roku. Ale to chyba wiosna jest ich czasem, tym, w którym najpełniej mogą zaprezentować swoje piękno. Należą do drzew, które najwcześniej wykształcają liście, dlatego już teraz, po tej wyjątkowo długiej i mroźnej zimie, możemy cieszyć nimi oczy, podziwiać i obserwować jak budzą się do życia. Sopockie płaczące wierzby.

Niezwykłe losy Lucyny Wojno – najstarszej więźniarki Auschwitz-Birkenau

Życie 103-letniej sopocianki, Lucyny Wojno, mogłoby zainspirować wielu ludzi filmu do napisania scenariuszy i nakręcenia kilku filmów. Mogłyby to być filmy przygodowe z wieloma zwrotami akcji lub dramaty z II wojną światową w tle. W obu przypadkach widz pozostawałby cały czas w napięciu, śledząc losy kobiety, praktycznie sieroty, która była sanitariuszką w Wojsku Polskim w 1939 r., przeżyła dwa obozy koncentracyjne i pieszo wróciła po wyzwoleniu obozu w Ravensbruck z Niemiec do Polski, gdzie osiedliła się w Sopocie.

Wspomnienie(?) o sopockich jeżach

Nigdzie, w żadnym innym mieście, w którym przyszło mi mieszkać, czy odwiedzić, nigdzie na świecie nie było ich tyle, co tu. Nieodłączni, mali towarzysze, żyjący tuż obok nas, na stałe wpisani w ten doskonale znany mi krajobraz miasta. Krajobraz, z którym nierozerwalnie się zrosłem. Znając „każdy zakamarek i każdy kamień” wiedziałem, że mają tu mnóstwo swoich ścieżek. Tak, nocne, letnie życie Sopotu wciągało a widok tego sympatycznego stworzenia zawsze koił podczas powrotu z imprezy, od której huczało wręcz w głowie.

Została tylko sopocka polędwica

Czy kogoś kto nie słyszał o sopockiej polędwicy można nazwać sopocianinem z krwi i kości? Obawiam się, że nie. Ale mało kto, nawet w Sopocie, wie gdzie i kiedy ją produkowano. Historia prawie jak z serem tylżyckim, który kiedyś robiono w Tylży, czyli w obecnym Sowiecku w okręgu Kaliningradzkim. Nazwa sera została, ale dawnej Tylży już nie ma i nie będzie.Pamiętam z dzieciństwa kiedy z sąsiedniego budynku na ulicy Feliksa Dzierżyńskiego wychodził do pracy rzeźnik udając się na ulicę Łokietka do sopockich zakładów mięsnych. Z pewnym lękiem wyobrażałam sobie jego pracę,  w efekcie której powstawała sopocka polędwica i inne mięsne produkty. Teraz nie ma już sopockich zakładów mięsnych tylko jest osiedle Parkur, a w miejscu zabytkowego domu rzeźnika jest osiedle Marii Ludwiki.