PR-5, czyli obecne Osiedle Jana Zamoyskiego w Zamościu uznaje się za szczytowe osiągnięcie budownictwa mieszkaniowego PRL-u. Natomiast z „diwelołperem” zetknąłem się na dobre po raz pierwszy kilkanaście lat temu. Skierowałem wówczas kroki do Biura Strategii Rozwoju Miasta w sopockim magistracie.
W urzędzie chciałem dopytać o możliwości i opcje zagospodarowania pewnego fragmentu miasta. Ale również, by wyrazić pogląd większości mieszkańców dzielnicy o woli pozostawienia terenu zielonym i założenia na nim parku z prawdziwego zdarzenia. Pani rezydująca w biurze szybciutko jednak sprowadziła mnie na ziemię: „Nie, nie! Tam już są plany. Odbędzie się przetarg a potem wchodzi (cyt. dosłownie) diwelołper i buduje.”
Tyle było rozmowy. Cóż wolo mieszkańców, kiedy „wchodzi” jego wielmożność diwelołper? Wchodzi i buduje, a ty najwyżej patrz i podziwiaj. (…)
I mijają lata a schemat działania wciąż ten sam. Na to, co dzieje się z zasobami gminy, czyli de facto własnością wszystkich Sopocian, mieszkańcy w gruncie rzeczy, nie mają żadnego wpływu. I bez głębszej refleksji, można by śmiało uznać, że „jest ok”. Jak mawiają akolici gminnych decydentów: „miasto się rozwija”. Ale zasadnym jest zadanie sobie pytania: czy aby dobrze się rozwija? Sprawdźmy więc, czy jest co podziwiać?
„Bloki” w sieci
Przyznaję, że do niedawna nie słyszałem o filmie dokumentalnym „Bloki” z 2017 roku autorstwa Marii Zabłockiej i Konrada Królikowskiego. Poprawnie zadziałały jednak algorytmy serwisu YouTube i jakiś czas temu w propozycjach otrzymałem właśnie ten film. Internetowa premiera miała miejsce 1 stycznia tego roku i od tego czasu można legalnie i darmowo go obejrzeć.
Prawie godzinny dokument stanowi doskonałe studium kondycji polskiego budownictwa mieszkaniowego na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat. Nie będę szczegółowo wgłębiał się w wątki w nim poruszone, chciałbym tylko podkreślić, że bardzo się cieszę, iż taki film powstał. Jest to pozycja potrzebna i ważna, niewątpliwie skłaniająca do refleksji. Oczywiście, warunkiem jest dysponowanie choćby minimalnym stopniem wrażliwości i poczucia estetyki.
„Bloki” są lekturą obowiązkową dla każdego, kto choć trochę interesuje się zagadnieniami urbanistyki, architektury i generalnie miasta, jako miejsca do życia. Na zachętę dodam, że film traktuje też trochę o naszym podwórku, ponieważ jedną z głównych ról „grają” w nim gdańskie falowce. Ale jego wydźwięk jest uniwersalny w skali całego kraju, także pozostaje jak najbardziej wymowny, również w odniesieniu do Sopotu.
W „Blokach” główna oś narracyjna opiera się na zestawieniu dwóch modeli budownictwa wielorodzinnego: wywodzącego się z minionej epoki tzw. socjalistycznego, ze współczesnym modelem tzw. deweloperskim.
Seans przypomniał mi letnią wizytę w Zamościu. Zaowocowała ona wycieczką w rejony, których do tej pory jeszcze nie eksplorowałem. Mowa tu o Osiedlu Jana Zamoyskiego, z którego zamiarem bliższego poznania, nosiłem się już od dłuższego czasu.
„Paskudzenie” miast
Wszyscy kojarzymy Zamość z jego unikatowego, wpisanego na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO renesansowego Starego Miasta. Ale Zamość to nie tylko idealne założenie urbanistyczne z XVI w. To również, a raczej przede wszystkim, ponad 60 tys. mieszkańców. To także ponad dwadzieścia lat funkcjonowania w randze ośrodka wojewódzkiego. I tak jak w przypadku Piły, Ostrołęki, Nowego Sącza czy Ciechanowa, również Zamość był w minionej epoce planowany z centrali. Wielka płyta może nie przytłacza aż tak bardzo, jak w innych miastach podobnej wielkości, ale jest jej sporo.
Co równie ważne, zmiana ustroju także nie obeszła się z Zamościem delikatnie. Wykwity trudnej do osadzenia w jakimkolwiek kontekście, współczesnej architektury widać w wielu miejscach. Widz potyka się o nią co krok, miastu ewidentnie brakuje rytmu i systematyczności. To również stan typowy w tkance większości polskich miast.
Bo poza swoim historycznym sercem (i jeszcze kilkoma miejscami) oraz pięknym parkiem usytuowanym tuż przy nim, jest Zamość tworem raczej mało urodziwym, zresztą w skali kraju nie stanowiącym żadnego wyjątku. Chaotycznym, bez spójnej wizji ładu przestrzennego, gdzie miniona „wojewódzkość” miesza się z tandetną „nowoczesnością”, gdzie podrywy wielkomiejskich aspiracji skutecznie tłumi tchnienie polskiej prowincji.
Ale jest w Zamościu jeszcze PR-5 i ono jest inne. Czym więc jest?
Eksperyment w ramach programu
Pod frapującą nazwą kryje się rządowy program badawczo-rozwojowy, który zainicjowano podjętą w 1974 r. uchwałą ówczesnej rady ministrów. Pod numerem 5 znalazł się zapis: „Kompleksowy rozwój budownictwa mieszkaniowego”. PR-5 oznacza więc „program rządowy numer 5” i ta robocza nazwa funkcjonowała do roku 1989. Potem osiedle przemianowano na Jana Zamoyskiego.
W założeniu miało być ono eksperymentalną jednostką modelową, wyrazem zastosowania najlepszych na tamten czas rozwiązań. W ramach programu w Polsce takich osiedli miało powstać więcej. Wyznaczone zostały lokalizacje w Warszawie („Białołęka Dworska), Tychach („Stella”) oraz Krakowie („Chełmońskiego”), jednakże zapaść gospodarcza lat 80. spowodowała, że udało się zrealizować jedynie projekt zamojski.
PR-5 miało być zaawansowane technologicznie, czerpano z najlepszych wzorców z zachodu. I tak, po raz pierwszy w kraju, a wcześniej tylko w Anglii, zastosowano kanały zbiorcze, gdzie w tunelach ukrytych pod ziemią biegły przez osiedle wszystkie instalacje i media, dodatkowo wyposażone w czujniki. Gdy tylko pojawiała się jakaś awaria, w centralnej dyspozytorni zapalał się sygnał i można było wysyłać ekipę naprawczą. Bezpośrednio w punkt, bez wykonywania zbędnych prac lokalizacyjnych i wykopów. Z racji istnienia sieci tuneli, na osiedlu znajdują się charakterystyczne „grzybki”, to tzw. czerpnie powietrza, elementy systemu wentylacyjnego sieci.
Humanizm w blokach
PR-5 miało być bardziej „ludzkie” niż dotychczasowe wielkopłytowe budownictwo. Projektanci przeskalowali więc budynki i zamiast ogromnych, betonowych monstrów, zaproponowali bloki mniejsze, można by rzec, kameralne. Główny architekt PR-5 Bohdan Jezierski wypowiedział o osiedlu następujące słowa: Stary Zamość jest wyrazem prądów humanistycznych z okresu swego powstania. Nowemu osiedlu staraliśmy się nadać wyraz humanistyczny, ale już naszych czasów. Wyraża się to w proponowanych rozwiązaniach mieszkań, rzeźbie budynków a wreszcie organizacji całego osiedla. Zakłada ona tworzenie niewielkich jednostek integrujących mieszkańców kilku domów wokół wspólnych placów zabaw dla dzieci. Oczywiście całość ma być schowana w zieleni.
Nawiązanie do historycznego dziedzictwa miasta, jak również respektowanie skali człowieka, właściwie uznanie jej za priorytet, nie było z pewnością zadaniem prostym. Tym bardziej w czasach centralnego planowania, nakładanych z góry normatywów i wypełniania rygorystycznych założeń propagandowych systemu. Jednakże, mimo tych wszystkich obostrzeń, nawet dziś, po tylu latach śmiało można powiedzieć, że twórcom udało się zrealizować projekt „ludzkiego” osiedla.
Szkic modelowej jednostki
Jedną z najbardziej charakterystycznych cech PR-5 jest pogrupowanie zespołów mieszkaniowych według kolorów. Jest ich sześć: pomarańczowy, niebieski, zielony, brązowy, żółty i fioletowy. Kolorowe oznaczenia pojawiły się na elewacjach a także na elementach małej architektury. Miały ułatwiać orientację na ogromnych rozmiarów osiedlu, ale również były przydatne w procesie jego budowy. Kwartały wieńczą 9-kondygnacyjne dominanty, które są jedynymi wyjątkami od niewielkich w rozmiarach obiektów. Każda z kolorowych kolonii, oprócz bloków mieszkalnych została również wyposażona w budynek świetlicy. Na osiedlu stanęły także dwie szkoły i dwa przedszkola.
Budowę rozpoczęto w 1979 r. i jako pierwszy stanął blok w kwartale pomarańczowym. Z racji załamania gospodarczego lat 80. budowa trwała do roku 1993, kiedy to oddano do użytku ostatni obiekt w części fioletowej. Docelowo miał powstać jeszcze jeden zespół, oznaczony kolorem czerwonym, który miał spełniać funkcje wypoczynkowe, usługowe i kulturalne. Kryzys jednak uniemożliwił jego realizację.
Osiedle Jana Zamoyskiego zajmuje obszar ponad 50 hektarów. Łącznie stoi na nich 51 budynków mieszkalnych, w których znajduje się 1727 mieszkań. Ich standard znacznie przewyższał dostępne w tamtych czasach mieszkania w wielkiej płycie. Lokale były o około 20% większe od wyznaczonych odgórnie normatywów. To, jak i wiele innych udogodnień, sprawiło, że pomimo początkowej nieufności wobec „kosmicznego” osiedla, po krótkim czasie do drzwi spółdzielni zaczęły ustawiać się długie kolejki. Rozwiązania zastosowane na PR-5 przetrwały próbę czasu i jego mieszkańcy, także dziś, bardzo chwalą sobie mieszkanie na tym osiedlu.