Ruszamy zobaczyć co się dzieje nad Swelinią i jak wygląda o tej porze roku. A porę, a właściwie czas spaceru mamy naprawdę wyjątkowy – jest 21.12.2021, najkrótszy dzień w roku, ostatnie chwile kalendarzowej jesieni. Równo o godzinie 17:00 rozpocznie się zima, ale do tego czasu usiądziemy już w domach z kubkami gorącej herbaty. W ostatnich dniach sypnęło mocno śniegiem, więc jary Swelini zaprezentują się nam w białej, zimowej krasie. Nie ma na co czekać, szybko zrobi się ciemno. Idziemy!
Przejdziemy większą część sopockiego odcinka. Startujemy z Kamiennego Potoku z ul. Mazowieckiej, dokładnie na wysokości bloku stojącego pod nr 28. Tutaj znajduje się mostek, którym można przeprawić się do Gdyni, na ulicę Bernadowską. Ta gdyńska ulica, jeszcze do niedawna skryta na uboczu i prawie nieprzejezdna jest obecnie wielkim placem budowy. Deweloperzy budują tutaj dużo grodzonych, monitorowanych i strzeżonych przez panów ochroniarzy osiedli bloków mieszkalnych tzw. apartamentowców. Trzeba przyznać, że lokalizacja jest znakomita – bliskość lasów, malowniczego potoku i pięknych plaż to niewątpliwe atuty, które powodują, że firmy deweloperskie prą w to miejsce, chcąc się mocno wzbogacić. Czyli w Gdyni też ruch w biznesach.
Ale zostawmy wykopy, błoto, koparki i beton na Bernadowskiej. Chodźmy wzdłuż potoku. Na tym odcinku wąwóz rzeczki nie jest głęboki, ale śnieg i fakt, że nie wiemy, co się pod nim kryje sprawia, że kroki musimy stawiać bardzo ostrożnie. I pomimo, że od torów kolejowych dzieli nas pewnie tylko koło 200 m, że z jednej strony mamy budowę a z drugiej duże sopockie osiedle, to widać, że ten fragment miasta wciąż jeszcze należy do przyrody. To niezmiernie cieszy.
Rivulum, qui Swelina dicitur, czyli rzeczka zwana Sweliną. Ten łaciński zapis pojawia się już w dokumencie datowanym na 1235 r. Pochylmy się na krótką chwilę nad toponimicznym dwugłosem. W źródłach stosowane są dwie nazwy: Swelina i Swelinia. Jako ciekawostkę można odnotować, że nawet Google Maps na górnym odcinku potoku podaje nazwę Swelinia, a na dolnym już Swelina.
Obie nazwy są poprawne i występują w powszechnym użyciu. Jednakże źródła, które uznaję za bardziej rzetelne i wiarygodne od wikipedii i stron z treścią powstałą na zasadzie „kopiuj-wklej” stosują nazwę „Swelinia”. Te źródła to „Bedeker Sopocki” Franciszka Mamuszki oraz strona www.sopockie-potoki.pl. Ta forma występuje również w nazwach dotyczących strumienia, takich jak „Jar Swelini” oraz „Rezerwat Łęg nad Swelinią”. Dlatego przychylam się do tej formy i będę posługiwał się nazwą „Swelinia”.
Po chwili naszym oczom ukazuje się duże rozlewisko. Wszędzie widać ślady aktywności bobrów. Okazałe żeremie świadczy o tym, że te zwierzęta znalazły tutaj doskonałe miejsce do bytowania. To niesamowite, bo znajduje się ono w sercu dużej miejskiej aglomeracji, tuż pod nasypem kolejowym, po którym co rusz przejeżdżają pociągi. Miejmy nadzieję, że presja człowieka nie wygna stąd tych wyjątkowych zwierząt. Takie obrazy to prawdziwy skarb.
Tymczasem przed nami trudniejsze zadanie, ponieważ chcąc iść dalej, musimy przeprawić się na drugą stronę torów. Rzeczka przepływa pod nimi przepustem, w którym znajduje się drewniana półka. W odpowiednim obuwiu można by przejść po dnie potoku, ale nie chcąc ryzykować zbyt szybkiego zakończenia wyprawy przechodzimy po półce. Jest nisko i bardzo ciasno, jednak udaje się przejść w pozycji na czworakach. Nie da się ukryć, że po wyjściu z przepustu serce bije trochę mocniej.
Znajdujemy się w pasie zieleni pomiędzy torami a alejami Niepodległości i Zwycięstwa. Tutaj też widać bobrze ślady. Gryzonie najprawdopodobniej również w tym miejscu próbowały budować żeremie, ale konstrukcja została rozebrana. Mogłaby doprowadzić do zalania i zablokowania przepustu, co zapewne skutkowałoby podmywaniem nasypu kolejowego a to już sytuacja niebezpieczna. Współistnienie ludzi i zwierząt musi opierać się na sztuce kompromisu.
Teraz przed nami drugi przepust znajdujący się pod ulicą. Ma większą średnicę i jest już łatwiejszy do pokonania. Na Google Maps jakiś żartowniś oznaczył go kiedyś jako luksusowe miejsce noclegowe o nazwie „Grota Pennywise’a”. Fakt, przepust jest bardzo podobny do kryjówki przerażającego klauna z horroru Stephena Kinga. Oznaczenia już nie ma, ale fanom twórczości Amerykanina miejsce faktycznie może budzić skojarzenia.
Po przejściu na drugą stronę, na Swelini znajduje się system śluz oraz sporych rozmiarów rozlewisko. Jego część porastają trzciny, które w naturalny sposób filtrują wodę strumienia. W pewnym momencie w niedalekiej odległości podrywa się do lotu dużych rozmiarów ptak. Trzyma coś w dziobie, przez ułamek sekundy widzimy, że to najpewniej żaba. Przefruwa na drugi brzeg zbiornika i tam zastyga w bezruchu. To najprawdopodobniej czapla siwa. Niestety bez odpowiedniego sprzętu fotograficznego nie udaje mi się zrobić wystarczająco wyraźnego zdjęcia.
Niecały tydzień wcześniej, późnym wieczorem obserwowałem podobnego ptaka na Stawie Łokietka przy SP8. Również chciałem mu zrobić zdjęcie, ale ptak zachował się identycznie, jak ten ze Swelini, czyli przefrunął na drugą stronę zbiornika. Zacząłem podchodzić bardzo cicho i ostrożnie bliżej, żeby go sfotografować, ale ptak poderwał się raptownie do lotu, krzyknął, zatoczył koło nad stawem i odleciał. Myślałem, że to ja go przepłoszyłem, gdy w tym momencie zauważyłem wybiegającego z miejsca, gdzie jeszcze kilka sekund wcześniej stała czapla, lisa. Uznałem, że to on był sprawcą jej ucieczki. Takie przyrodnicze scenki w naszym mieście.
Idziemy dalej. Brzegi Swelini stają się coraz wyższe i bardziej urwiste. Ostatni odcinek swojego biegu potok pokonuje przepięknym, głębokim leśnym wąwozem. Przypomnijmy, że Swelinia (nie wliczając przepustów) na całej swojej długości 2550 m płynie otwartym korytem. Tu gdzie jesteśmy, nad urwistymi brzegami zwisają potężne konary powalonych drzew. Widoki są imponujące, w śnieżnym-zimowym wydaniu szybko gasnącego słońca najkrótszego dnia w roku, miejsce zdaje się emanować osobliwą, potężną energią.
Niestety i ten wspaniały, majestatyczny przyrodniczy skarb obu miast, Sopotu i Gdyni, bo przypomnijmy rzeczka wyznacza granicę obu gmin, może być zagrożony. Sopocka strona potoku to ogromny teren, który już niedługo najprawdopodobniej zostanie zabudowany blokami mieszkalnymi tzw. apartamentowcami i hotelami. Jesteśmy w Sopocie, bardzo blisko plaży, mamy tu wspaniały stary las i malowniczy wąwóz potoku. Czego więcej trzeba inwestorom? Tylko planów, aktów własności, pozwoleń i można wjeżdżać ze spychami. Kolejna wąska grupa najbardziej wpływowych i majętnych biznesmenów zarobi grube miliony. A co ze Swelinią i jej prastarym jarem? (…) Ale czy w nabitych pieniędzmi i myślami o kolejnych krociowych zyskach głowach pojawia się w ogóle taka refleksja? Miejmy tylko nadzieję, że nikomu nie przyjdzie do głowy betonowanie brzegów czy rurowanie tego ostatniego, naturalnie uchodzącego do morza potoku.
Nad nami góruje najwyższe wzniesienie w okolicy i strasząca od lat ruina restauracji Bergschloss. Jeśli ktoś chciałby dowiedzieć się czegoś więcej na temat tego miejsca i zobaczyć je od środka bez ruszania się z domu, odsyłam do programu TVP3 „W imieniu sopocian” odc. 04.12.2020 autorstwa Jakuba Świderskiego, w którym gościem był Rafał Kubiś prezes sopockiego oddziału PTTK.
Powoli zbliżamy się do końca wycieczki. Za drzewami majaczy już linia horyzontu. W podrygach dnia udaje mi się jeszcze złapać ciekawe ujęcie. To oddana dzisiaj do użytku Świątynia Kollatha. Altanę odbudowano zgodnie z pierwowzorem, który powstał w 1908 r. na cześć pełniącego urząd burmistrza Sopotu Johannesa Kollatha. Ma być formą uczczenia 120-lecia Sopotu. Trzeba przyznać, że z wysokości i w otoczeniu wąwozu obiekt prezentuje się zgoła ciekawie. Przyjrzymy się jej dokładnie już na dole.
I tak, altana jest bardzo ładna, wykonanie pierwszej klasy. Jednakże po znalezieniu informacji na jej temat okazuje się, że koszt inwestycji wyniósł 520 tys. złotych. Nawet biorąc pod uwagę wysokie podwyżki cen materiałów budowlanych w ostatnim czasie, są to ogromne pieniądze. A to wciąż tylko altana. I cokół już stał. Z ciekawości sprawdzam ceny materiałów: najdroższa tarcica dębowa ok. 4000 zł za m3, dłużyca dębowa o najszerszym przekroju ok. 1300zł za mb, arkusz blachy miedzianej o grubości 2mm i wymiarach 1000x500mm 625zł za sztukę.
To co było takie drogie? Może do budowy użyto specjalnego kanadyjskiego drewna, które trzeba było przetransportować do Polski w specjalnych warunkach, specjalnie do tego wynajętym statkiem? A może takie koszty pochłonął monitoring? Czy może projekt i nadzór? Czy wykonawstwo? Jestem laikiem, nie znam się na budowaniu altan z miejskiej kasy, ale od dawna, gdy czytam o miejskich inwestycjach, nie tylko tych sopockich, ale również po sąsiedzku, w Gdańsku i Gdyni, odnoszę wrażenie, że koszty są kolosalne. Zresztą chyba nie tylko ja tak mam, bo o oddaniu Świątyni Kollatha przeczytałem na portalu trojmiasto.pl, gdzie w komentarzach pod artykułem znalazło się wiele podobnych opinii.
Przed końcem naszej wyprawy jeszcze kilka uwag na temat granic. Wszyscy chyba wiemy, że w okresie międzywojennym na Swelini przebiegała granica między II Rzeczpospolitą a Wolnym Miastem Gdańsk. Rugujący słowiańskie korzenie Sopotu Niemcy, oczywiście przemianowali rzeczkę na Grenzfliess, czyli Potok Graniczny. Obecnie na odcinku ok. 1,2 km potok wyznacza granicę między miastami. Zastanawiam się czy granica w tym miejscu jest wyznaczona współrzędnymi geograficznymi, ponieważ rzeczka meandruje po plaży i często jej ujście znajduje się w nieco innym miejscu. Aktualnie mocno skręciła na południe, a więc teoretycznie terytorium Gdyni powiększyło się kosztem Sopotu. Ale pamiętam, że kiedyś ujście było w innym miejscu, bardziej na wprost. Z kolei na kartach Bedekera, Mamuszka umieścił fotografię, na której Swelinia skręca na plaży w kierunku północnym i tamże wpada do morza.
Ale porzućmy już rozważania o granicach i kosztach budowy altany i chodźmy w końcu na plażę! Zaraz będzie zupełnie ciemno. Najdłuższa noc w roku gasi słońce dosłownie w oczach. Po drodze widzimy jeszcze tylko jak rzeczka przejmuje swój ostatni, krótki dopływ i zasilona nim wypływa na plażę. I wreszcie jesteśmy! Już to kiedyś powiedziałem, ale podkreślam to jeszcze raz – ujście Swelini to najpiękniejszy fragment sopockiej plaży. Naturalny, nieprzekształcony przez ludzi i właśnie dlatego najbardziej urzekający. Zostawmy go takim jakim jest. Tego nam wszystkim życzę.