Press "Enter" to skip to content

Wspomnienie(?) o sopockich jeżach

Nigdzie, w żadnym innym mieście, w którym przyszło mi mieszkać, czy odwiedzić, nigdzie na świecie nie było ich tyle, co tu. Nieodłączni, mali towarzysze, żyjący tuż obok nas, na stałe wpisani w ten doskonale znany mi krajobraz miasta. Krajobraz, z którym nierozerwalnie się zrosłem. Znając „każdy zakamarek i każdy kamień” wiedziałem, że mają tu mnóstwo swoich ścieżek. Tak, nocne, letnie życie Sopotu wciągało a widok tego sympatycznego stworzenia zawsze koił podczas powrotu z imprezy, od której huczało wręcz w głowie.

Albo gdy zamykaliśmy hotelową restaurację. Pani Basia przeważnie wystawiała miseczkę z resztkami. „Przyjdzie tu jeż” – mówiła. I faktycznie przychodził, zjadał wszystko, co zostawiała. Na nocnych zmianach, gdy zgasł już upał dnia i ucichł jego gwar, widywałem je regularnie. Niektóre były tak ośmielone i zaaferowane szukaniem pożywienia, że w ogóle nie zwracały na mnie uwagi. Stałem bez ruchu i obserwowałem, a one prawie że wchodziły mi na buty.

Kierowco, daj jeżowi żyć!

Ich widok zawsze mnie uspokajał i wprawiał w dobry nastrój. Są symbolem ciepłych dni, najbardziej dosadnym znakiem, że obok nas toczy się życie, że inne stworzenia czują się dobrze w naszym towarzystwie.

Pruszcz Gdański ul. Ogrodowa
Pruszcz Gdański ul. Ogrodowa

Właśnie, czy jednak wciąż tak jest? Od pewnego czasu mam wrażenie, że jest ich coraz mniej. Widok rozjechanego na krwawy placek zwierzaka jest niezwykle smutny i zawsze widząc to zastanawiam się, czy naprawdę trzeba było po nim przejechać? Prowadzę samochód od przeszło dwudziestu lat i nigdy nie przejechałem ani nie potrąciłem żadnego większego zwierzęcia. Nawet żaby na kaszubskich drogach staram się omijać, niech spokojnie dotrą do swojego celu. Zastanawia mnie więc dlaczego kierowcy w mieście notorycznie rozjeżdżają jeże? Przecież wystarczy patrzeć na drogę i gdy zwierzak wyjdzie na jezdnię zwolnić albo zatrzymać się i dać mu spokojnie przejść. To tylko kilkanaście sekund. No, ale cóż, kiedy wciąż nam się spieszy a i ekran pokładowego komputera czy smartfona jest o wiele ciekawszy.

Co ciekawe, niektóre gminy dostrzegły problem i podejmują działania w celu ochrony swoich jeży. Na przykład w Pruszczu Gdańskim stanęły znaki drogowe ostrzegające kierowców, że zwierzęta mogą pojawić się na drodze. Może należałoby to samo zrobić w Sopocie, szczególnie teraz, wiosną, gdy wybudzone z zimowej hibernacji jeże, wyruszyły na żer. Jeśli takie działanie miałoby uratować choćby tylko kilka tych małych istnień, warto.

Co możemy zrobić?

Tu był niegdyś zieleniec i można było spotkać jeża. Dziś beton i smutek.
Beton w miejscu zieleni.

Rola jaką te ssaki odgrywają w ekosystemie jest nie do przecenienia. Erinaceus roumanicus (jeż wschodni) jest obecnie zagrożony wyginięciem i podlega w Polsce ochronie. To od nas będzie zależało czy przetrwa, ponieważ są to zwierzęta nierozerwalnie związane z człowiekiem i to nie w lasach żyje ich najwięcej, ale właśnie obok nas, w miejskich parkach, skwerach, ogrodach i na działkach. Dlatego rugowanie zieleni powoduje, że drastycznie kurczy się ich przestrzeń życiowa. Jest to sytuacja, z którą już od dłuższego czasu mamy do czynienia w naszym mieście. Niezrozumiały pęd do zalania betonem każdego wolnego skrawka przestrzeni spowoduje, że za kilka lat jeże w Sopocie będą już tylko wspomnieniem. Plany zabudowy terenów przy Ergo Arenie tylko to przyspieszą. Będzie „nowocześnie”, „ładnie”, i od linijki. Nowobogacka gawiedź to kupi, pieniądze będą się zgadzać, tylko z perspektywy tych najmniejszych i najsłabszych, będzie to nic innego jak pogrom, kolejny krok do zagłady gatunku.

Skuteczna zapora przeciw jeżom. Ul. Władysława IV
Wysokie podmurówki przy ogrodzeniu.

A zatem należy poważnie zastanowić się jak można pomóc tym zwierzętom. Podstawowym krokiem powinno być powstrzymanie tendencji zabudowywania każdego wolnego terenu w mieście. Warto pomyśleć także nad edukacją i kampaniami informacyjnymi, co sami sopocianie mogliby zrobić aby je ratować. Jednym z czynników ograniczających przestrzeń tym ssakom jest grodzenie posesji. Gdy przechadzam się po Sopocie często widzę ogrodzenia z wysoką podmurówką. Może przydałyby się wytyczne (nieobligatoryjne) bądź zalecenia aby stawiać płoty w inny sposób. Chodzi o pozostawienie prześwitu na dole, aby jeż mógł spokojnie wejść do naszego ogrodu. Pamiętajmy, że jeż jest nie tylko uroczy, ale również bardzo pożyteczny, ponieważ jest owadożerny i jego podstawowym pokarmem są bezkręgowce, m. in. te, które uznajemy za szkodniki.

Ogrodzenie przyjazne jeżom. Ul. Lipowa.
Ogrodzenie przyjazne jeżom. Ul. Lipowa.

Następna kwestia to przesadna, czy może nadmierna „dbałość” o zieleń miejską, ale także o nasze przydomowe ogródki. Wynika to z pewnego szerszego trendu, że to co jest minimalistyczne i równiutko przycięte ładniej wygląda, czy też dodaje prestiżu. Nie chodzi o to, aby ogrody miały być zapuszczone, ale żeby zostawić choćby niewielki „dziki” kawałek, trochę gęstszych zarośli, nieskoszonej trawy i niewygrabionych liści. Przecież może to być na tyłach posesji albo w mniej widocznym miejscu. Taki przybytek da jeżom schronienie, będą mogły tam przezimować a także wydać miot i wykarmić młode.

Warto też pamiętać o tym, że środki ochrony roślin bardzo szkodzą tym zwierzętom. Jeśli wiemy, że w naszym ogrodzie zadomowiły się jeże, powstrzymajmy się od oprysków. Starajmy się również w miarę możliwości wykonywać prace przydomowe ręcznie, wiadomo, że to trudniejsze, ale kosiarki spalinowe i elektryczne dmuchawy do liści płoszą zwierzęta. A i hałasu będzie mniej i więcej ruchu też na pewno nie zaszkodzi. Jeszcze raz, pamiętajmy, że przetrwanie tego gatunku zależy już tylko od nas.

Kiedyś, kiedyś…

Kiedyś przy mojej ulicy mieścił się duży zakład pracy. Była to pralnia chemiczna „Śnieżka”. Wartości estetycznych zabudowania tegoż przedsiębiorstwa nie prezentowały żadnych, mało powiedzieć, były po prostu szpetne. Ale oprócz hal, baraków, kontenerów i całej tej prowizorki, było tam coś jeszcze. Nigdy nie zapomnę, gdy wracając kiedyś, gdzieś na początku wieku, późnym wieczorem do domu zatrzymałem się, by obserwować węszącego jeża. Nagle zobaczyłem drugiego, potem trzeciego a następnie kolejne. Po chwili były ich dziesiątki, biegały po terenie pralni, po ulicy i sąsiadujących z nią ogródkach działkowych. Stałem jak zahipnotyzowany i oglądałem ten niecodzienny festiwal przyrody. Zwierzaki wyszły ze swoich zakamarków jak na zawołanie, w niektórych momentach w promieniu dwóch metrów ode mnie było ich po kilka, prawie wchodziły mi na nogi. … A potem „Śnieżkę” wyburzono a w tym miejscu powstało osiedle. Ale ten wieczór zostanie ze mną na zawsze. Smutne jest tylko to, że najpewniej już nigdy czegoś podobnego nie zobaczę.

 

P.S. Podczas pracy nad artykułem będąc na spacerze natknąłem się na jeża dwukrotnie. Chciałem zrobić im zdjęcia, ale uciekły. Stały się jakby bardziej nieufne. Natrafiłem też na martwe zwierzęta, które zginęły pod kołami. Tym zdjęcia udało się zrobić, ale zrezygnowałem z zamieszczania ich przy artykule. Chyba łatwo domyśleć się dlaczego.

 

Spread the love