Press "Enter" to skip to content

Została tylko sopocka polędwica

Czy kogoś kto nie słyszał o sopockiej polędwicy można nazwać sopocianinem z krwi i kości? Obawiam się, że nie. Ale mało kto, nawet w Sopocie, wie gdzie i kiedy ją produkowano. Historia prawie jak z serem tylżyckim, który kiedyś robiono w Tylży, czyli w obecnym Sowiecku w okręgu Kaliningradzkim. Nazwa sera została, ale dawnej Tylży już nie ma i nie będzie.Pamiętam z dzieciństwa kiedy z sąsiedniego budynku na ulicy Feliksa Dzierżyńskiego wychodził do pracy rzeźnik udając się na ulicę Łokietka do sopockich zakładów mięsnych. Z pewnym lękiem wyobrażałam sobie jego pracę,  w efekcie której powstawała sopocka polędwica i inne mięsne produkty. Teraz nie ma już sopockich zakładów mięsnych tylko jest osiedle Parkur, a w miejscu zabytkowego domu rzeźnika jest osiedle Marii Ludwiki.

Zresztą osiedle Marii Ludwiki rozciąga się również w miejscu gdzie była stara, zabytkowa stolarnia, w której prawdopodobnie powstawały przed wojną misterne zdobienia sopockich werand, secesyjne drzwi i słynne boazerie.

Być może w dobie sklepów wielkopowierzchniowych, gdzie można kupić różne polędwice i napompowane wodą szynki, a także drzwi z płyty z okleiną czy nawet plastikową boazerię, nie warto płakać nad losem starych, małych zakładów przemysłowych? Być może były one przeżytkiem, który należało zlikwidować. Ale czy trzeba było też zmieść z powierzchni ziemi zabytkowe budynki, w których się mieściły.

W latach dziewięćdziesiątych kiedy masowo upadały niewielkie zakłady przemysłowe i wiadomo było, że ich los podzieli także Karlikowski Młyn czy inne firmy ulokowane w zabytkowych budynkach mało komu przyszło do głowy, że wkrótce te budynki znikną bezpowrotnie, a w ich miejsce powstaną osiedla deweloperskie. Mając w pamięci obrazy z naszych podróży do Zachodniej Europy wyobrażaliśmy sobie, że właśnie takie budynki z czerwonej cegły z wielkimi salami staną się siedzibami alternatywnych teatrów albo spółdzielni czy nawet loftów z prawdziwego zdarzenia, w których się będzie przyjemnie mieszkało. Nic takiego jednak nie miało miejsca w Sopocie. Budynki okazały się bezużyteczne, nikomu niepotrzebne, a estetyka post-industrialna nikogo nie uwiodła w przeciwieństwie do małych, niskich mieszkanek z gipsowymi ściankami, w których łatwo ulokować maksymalnie duża ilość wynajmujących lokale turystów.

Ku przerażeniu wielu mieszkańców zniknął Karlikowski Młyn i powstało osiedle o tej samej nazwie. Wspomnienie o Młynie przywodzi na myśl jedynie stary silnik ustawiony obok wjazdu na osiedle. Zabytkowa stolarnia z budynkiem z czerwonej cegły została zmieciona przez osiedle Marii Ludwiki. O jej istnieniu przypomina tylko płaskorzeźba mężczyzny z heblem na ocalałym budynku stolarza, dzięki której prawdopodobnie w ogóle budynek przetrwał okres wyburzeń. Deweloper pewnie ubolewał, że przez stary rupieć trzeba zmniejszyć ilość osiedlowych budynków.

Mamy jeszcze osiedle, które powstało w miejscu starej cegielni i browaru gdzie zachowano kilka ścian ze starych zabudowań. Na szczęście do tej pory pozostał budynek sopockiej gazowni choć zniknął już zabytkowy zbiornik na gaz.

A po zakładach mięsnych została nazwa polędwicy, która zrosła się z naszym miastem w przeciwieństwie do zabudowań rzeźni, które podzieliły los wielu zabytkowych budynków i zostały zburzone. Gdyby przetrwały, przypominałyby o ciekawej przeszłości naszego miasta.

Spread the love