Press "Enter" to skip to content

Amerykańska mrzonka

Czy podróże kształcą? Niewątpliwie tak, bo za każdym razem odkrywam coś nowego nawet w miejscach, w których bywałam już przedtem wiele razy. Tak było i teraz, podczas mojej podróży do miejscowości stanowiącej tło dla wielu seriali telewizyjnych, słynącej z niezwykle sprawnych policjantów i pięknych plaż, czyli do Miami.Nie wiem czy to kogoś zdziwi czy nie, ale wbrew reklamom i powszechnym przekonaniom o wspaniałości południowej Florydy, o wiele bardziej wolę mieszkać w Sopocie niż w osławionej mekkce turystów nad Atlantykiem. Ba, wolałam mieszkać w Sopocie nawet w latach 80 za komuny, a półroczny pobyt w Miami w tamtym czasie zniechęcił mnie do całej Ameryki. Zresztą zupełnie niesłusznie bo to miasto bardzo różni się od innych miast w tym kraju, czego wtedy nie wiedziałam.

Tegoroczny pobyt utwierdził mnie jak zwykle w przekonaniu, że przed wielu laty postąpiłam słusznie nie zmieniając na stałe miejsca zamieszkania na florydzki „raj”. Co więcej, teraz po upływie długiego czasu potrafię dobrze określić co od początku w Miami mnie zniechęciło

Otóż jest to miasto zaprojektowane głównie z myślą o osobach poruszających się samochodami. Ogromne, rozlewające się po florydzkich bagnach dzielnice mieszkaniowe, składające się głównie z parterowych lub piętrowych domków łączy sieć wielopasmowych autostrad. Praktycznie niemożliwe jest dostanie się bez samochodu do sklepu czy odwiedzenie przyjaciół. W dzisiejszych czasach dużą pomoc jest Uber lub Lyft, ale na pewno nie jest to rozwiązanie do stosowania na codzień. Moja znajoma, która ma problem ze wzrokiem jest praktycznie uwięziona w domu i musi liczyć na pomoc przyjaciół by dojechać choćby do lekarza.

Nam, ludziom z Europy trudno sobie nawet wyobrazić co oznacza praktyczny brak transportu publicznego czy nawet, w większości miejsc, brak chodników. Po prostu nikt tam nie idzie ulicą do sklepu czy nie wybiera się spacerem do przyjaciół bo jest to przedsięwzięcie z góry skazane na niepowodzenie. Nie tylko ze względu na odległości, ale także ze względu na upał, który panuje tam przez większość roku. Jest kilka miejsc przypominających miasto w naszym rozumieniu, ale też trzeba do nich dojechać samochodem.

Miami w obecnym kształcie powstawało w okresie kiedy nie zastanawiano się nad szkodliwym wpływem spalin na środowisko naturalne i wydawało się, że właśnie ten rodzaj rozwoju jaki prezentuje będzie ideałem, który zrealizuje wiele amerykańskich miast. Przedmieścia pączkowały i wyrastały jedne z drugich jak koralowiec na którym jest zbudowane. Tak właśnie wygląda Miami z samolotu, jak rozgałęziony krzak z poskręcanymi gałęziami. W rzeczywistości jest to niekończąca się gmatwanina dróg, wzdłuż których stoją domy, równo poprzecinana wielkimi, czasem dziesięciopasmowymi autostradami.

Obecnie podejmowane są próby rozszerzenia możliwości przemieszczania się bez samochodu, ale mogą one zaradzić zaistniałej sytuacji jedynie w niewielkim stopniu. W centrum miasta i okolicach zbudowano kolej Metrorail poruszającą się po bardzo ograniczonej trasie, która głównie może służyć mieszkańcom centrum i bardzo niewielu dzielnic.

Korki, upał i praktycznie brak transportu publicznego to duży problem tego miejsca, który pokazuje błąd wyobrażeń o amerykańskim mieście przyszłości, w którym każdy będzie poruszał się własnym samochodem. Mieście gdzie się chodzi tylko po parkach lub centrach handlowych do których trzeba długo jechać często pokonując zupełnie niepotrzebnie wielokilometrowe odległości. Tak jakby mieszkając w Sopocie do najbliższego sklepu trzeba było jechać na Żabiankę, do lekarza na Hel, a do parku do Pruszcza.

Druga sprawa, która może wiele osób skutecznie zniechęcić do mieszkania w Miami to upał i duża wilgotność. Jeśli jedziemy tam łowić ryby czy wypoczywać to oczywiście można wytrzymać wysokie temperatury i żar lejący się z nieba. Jednak jeśli mieszkamy tam na stałe i pracujemy to konieczne jest praktycznie stałe korzystanie z klimatyzacji. Dlatego miedzy bajki można włożyć opowieści o oszczędnościach ze względu na brak konieczności ogrzewania mieszkań. Klimatyzacja jest tak samo droga jak ogrzewanie, a w klimacie tak gorącym jak na południowej Florydzie często jest włączona przez cały rok.

Tak więc cieszmy się, że mieszkamy w umiarkowanym klimacie bez huraganów, moskitów, rekinów i węży. A do Miami zawsze można wyskoczyć na kilka dni żeby zobaczy, że nie ma sensu naśladować Ameryki w budowaniu nieograniczonej sieci autostrad, które potną Trójmiasto jak kawałki tortu tylko rozwijać transport publiczny, zachęcać mieszkańców do jazdy na rowerze i do poruszania się pieszo. A zamiast rozbudowywać przedmieścia, rewitalizować centra miast. Dobrze się mieszka w miejscu z którego pieszo można dojść lub dojechać rowerem do najważniejszych dla siebie miejsc. Taki jest sens miasta. Nie dajmy się nabrać na American Dream, który często okazuje się bezsensowną mrzonką.

 

Spread the love