Press "Enter" to skip to content

Czysta i tania energia w Sopocie – czy to możliwe?

Zamieszkujący tereny dzisiejszego Sopotu wykorzystywali energię płynącej wody od wieków. To ona w dużej mierze sprawiała, że kwitło tu osadnictwo – powstawały dwory, folwarki, młyny. Sopockie rzeczki, choć przecież niewielkie, napędzały gospodarkę, budowały majątki, dawały pracę i chleb. Na samym tylko Potoku Karlikowskim pracowały niegdyś dwa młyny.

Ostatnie dziesięciolecia nie były łaskawe dla sopockich potoków. Młyny zlikwidowano i wyburzono, część stawów zasypano a same potoki skanalizowano i ukryto głęboko pod ziemią. To wszystko, co stanowiło kwintesencję tego miejsca, jak przecież sama jego nazwa głosi, ówcześni decydenci schowali przed światem. Tak, jakby to było coś wstydliwego i rodzącego problemy.

Młyn papierniczy na Kamiennym Potoku ok. 1905 r. [źródło: www.dawnysopot.pl]

Choć woda oczywiście może je sprawiać, co ostatnia, pustosząca południe Polski powódź, zdaje się jedynie potwierdzać. Tylko że to nie woda sama w sobie stanowi ich źródło. To nieumiejętne gospodarowanie i obchodzenie się z nią przez ludzi wywołuje często niekorzystne dla nas skutki. W Sopocie też już to wiemy. Przekonaliśmy się o tym wielokrotnie, gdy kilkugodzinna ulewa potrafiła dosłownie zatopić miasto.

Problem musiał zostać rozwiązany. Wieloetapowy program uregulowania gospodarki wodnej związany m.in. z utworzeniem zbiorników retencyjnych zaczął wreszcie przynosić efekty. Ale retencja nie jest jedyną korzyścią, którą osiągnęło miasto, ponieważ stawy są znakomitym miejscem rekreacji i odpoczynku. Sopot zyskał także krajobrazowo – zbiorniki urozmaicają i upiększają pejzaż kurortu. Sopockie stawy i ich brzegi stały się wreszcie domem wielu roślin i zwierząt, co niewątpliwie przysłużyło się bioróżnorodności, poprawiając stan i jakość przyrody w mieście.

No dobrze, ale czy sopockie potoki to tylko rekreacja i retencja?  Czy nie można by, korzystając już z wiedzy i doświadczeń naszych poprzedników na tych terenach, wykorzystać potoków w jeszcze inny sposób? Woda jest darem, dlaczego by więc nie przekuć go na wymierne korzyści?

Projekt, interpelacja, odpowiedź

Pomysł wykorzystywania energii potoków musiał więc kiedyś powrócić. Do tegorocznej edycji budżetu obywatelskiego wpłynęły projekty dotyczący budowy mikroelektrowni wodnych na potokach Karlikowskim i Kamiennym. Miejscy urzędnicy oba jednakże zweryfikowali negatywnie już na etapie oceny merytorycznej, de facto nie dopuszczając ich do głosowania. W jednozdaniowym uzasadnieniu można przeczytać, że „potok nie spełnia kryteriów umożliwiających budowę na nim elektrowni wodnej”.

Autorem odrzuconych projektów jest Jakub Świderski, w tamtym czasie jeszcze miejski aktywista. Wiosną  wystartował w wyborach samorządowych i zdobywając bardzo dużą liczbę głosów uzyskał mandat radnego. Już z tej pozycji postanowił dopytać o wykluczone projekty. W czerwcu złożył więc w tej sprawie interpelację. Zawarł w niej dziewięć pytań m.in. o kryteria, którymi kierowano się odrzucając projekty, o badania oraz ekspertów i specjalistów z dziedziny hydrotechniki, którzy tak jednoznacznie i arbitralnie orzekli, że budowa mikroelektrowni wodnych jest nieuzasadniona.

Radny Sopotu Jakub Świderski przy Stawie Reja

Odpowiedź pani prezydent na interpelację pojawiła się 27 czerwca. Można w niej przeczytać: „Niemniej uznano iż ilość wody przepływająca przez potok w połączeniu z jej niewielkim nachyleniem wyklucza budowę mikroelektrowni wodnej o jakimkolwiek opłacalnym uzysku energii. Do napędzenia turbiny wymagany byłby stopień wodny w wysokości około 2 metrów. Takiego miejsca nie ma na potoku. Niezależnie od przyjętego wariantu budowy mikroelektrowni, przy tak małym potoku, a tym samym jego niewielkiej sile napędowej, ilość wyprodukowanego prądu nie zrekompensowałaby kosztów jej budowy w dającej się przewidzieć przyszłości.” Całość obu dokumentów dostępna jest na stronie bip.sopot.pl (https://bip.sopot.pl/a,23133,interpelacja-nr-222024.html).

Mrzonka czy realne korzyści?

Czy faktycznie na sopockich potokach nie można zbudować opłacalnej elektrowni a wspomniane projekty BO są jedynie wytworami bujnej wyobraźni radnego Świderskiego? Sopocianin Zdzisław Drzał jest emerytowanym geologiem, pasjonatem energetyki wodnej, aktywnie działającym w Towarzystwie Rozwoju Małych Elektrowni Wodnych:

– Racjonalne podejście wygląda tak, że w Polsce powinny powstać tysiące zbiorników retencyjnych na ciekach wodnych. Po pierwsze zatrzymają one słodką wodę, której mamy w kraju już odczuwalne deficyty a po drugie, dzięki nim będziemy mogli wytwarzać energię. W zbiorniku spiętrzamy wodę do wymaganego poziomu a na przegrodzie stawiamy turbinę wodną Kaplana, udoskonaloną przez polskich inżynierów. Spuszczając wodę jazem ze zbiornika uzyskujemy energię kinetyczną, która pozwala na pracę turbiny bez przerwy – mówi Zdzisław Drzał.

Zdzisław Drzał przy Stawie Łokietka

Jednym ze świeższych przykładów możliwości wykorzystania energii wody na niewielkim cieku może być mała elektrownia wodna, którą postawiło miasto Warszawa na Potoku Służewieckim. Potok został spiętrzony, w związku z czym powstał staw, z którego wypływająca jazem woda napędza turbinę Archimedesa. Ta elektrownia produkuje prąd trójfazowy o napięciu 400 V i ma moc ok. 3 kW, który pozwala na zasilenie 50 lamp LED. Całość wytworzonej energii sprzedawana jest do sieci energetycznej. Urząd m. st. Warszawy szczyci się tą inwestycją jako zieloną i ekologiczną.

Czy więc w Sopocie niemożliwym jest postawienie podobnej instalacji, może o innych parametrach i przy wykorzystaniu nieco innej technologii? Pani prezydent w odpowiedzi na interpelację radnego Świderskiego mówi o zbyt małym przepływie wody w Potoku Karlikowskim. Ale przecież po to buduje się zbiornik, ażeby wodę zatrzymać i następnie wzmocnić jej przepływ. Tak rozwiązano to w Warszawie. Potok Służewiecki w Parku w Dolince można pokonać robiąc większy krok.

Powiększenie stopnia wodnego do wspomnianych 2 metrów, również nie powinno nastręczać większych trudności. Parking przy pętli Reja znajduje się niżej od stawów, nie wspominając już o spadku na Skarpie Sopockiej, który wynosi kilka metrów. Stawy już mamy. Są też inne technologie, wachlarz możliwości jest bardzo szeroki. Rozwiązania mogą być niewygórowane kosztowo, nieinwazyjne krajobrazowo i ekologicznie. Energia z wody jest po prostu czysta, tania i odporna na czynniki atmosferyczne, w przeciwieństwie do energii słonecznej czy wiatrowej.

– Jeżeli chodzi o koszty inwestycji, to pojawia się głównie kwestia spiętrzenia. Tutaj mamy ten problem z głowy, bo zbiorniki już są. Należy więc tylko wykonać odpowiedni jaz, postawić turbinę oraz resztę potrzebnych urządzeń. Wszystko są to urządzenia typowe, prefabrykowane i tanie. Inwestycja polegałaby głównie na montażu i nie wymagałaby wielkich robót inżynieryjnych czy budowlanych. Wykorzystując infrastrukturę, którą już mamy, szacunkowy jej koszt mógłby wynieść ok. 2-3 milionów złotych. Według fachowców branży efektywność inwestycji wynosi około 30-40% rocznie, czyli potrzebowalibyśmy 3 lat, żeby to się zwróciło – tłumaczy Zdzisław Drzał.

Energia z wody – rzecz powszechna

MEW-y (małe elektrownie wodne) to mocno zdywersyfikowane źródło energii. Oczywiście ilość wyprodukowanej energii w pojedynczym obiekcie (w Polsce jest to górna granica 5 MW) może budzić wątpliwości, co do zasadności inwestowania w to źródło.  Ich siła może jednak tkwić nie w mocy pojedynczych elektrowni, a w ich ilości.

Wyraźnie widać, że w Polsce MEW-y nie cieszą się popularnością i uznaniem. W 1953 r. Centralny Zarząd Elektryfikacji Rolnictwa przeprowadził inwentaryzację rejestrując 6330 czynnych i 800 zdewastowanych siłowni wodnych. Co ciekawe w latach 1981-82 działało ich już tylko 2131. Według Urzędu Regulacji Energetyki z końcem 2021 r. w Polsce działało 786 elektrowni wodnych a ich łączna moc wyniosła niecały 1 GW.

Tymczasem świat nie śpi. Inżynierowie na wszystkich kontynentach pracują nad ulepszaniem i modyfikowaniem istniejących już technologii, aby jeszcze bardziej usprawnić działanie małych i mikro elektrowni wodnych. Bardzo ciekawe rozwiązania proponuje belgijska firma Turbulent. W ich wariancie mikroelektrowni wystarcza spadek 1,5 m i niewymagane jest stawianie zapór. Turbina instalowana jest w kanale opływowym poziomo i wykorzystuje tworzące się naturalne wiry. Jak sami mówią o swoim dziele przedstawiciele firmy, aby wyprodukować taką samą ilość energii ciągłej z promieni słonecznych, potrzebna byłaby farma wielkości boiska piłkarskiego. Mikroelektrownia wymaga jedynie 8% tej powierzchni. Turbulent poza Europą wdraża swoje projekty w Chile, Kongo, na Filipinach i w Tajlandii.

Jeszcze bardziej intrygujące zdają się być rozwiązania startupu LucidEnergy z Portland w stanie Oregon. Tam prąd pozyskuje się… z rur kanalizacyjnych. Turbiny zostały umieszczone w specjalnych segmentach na spadkach rurociągów, dzięki czemu przepływający strumień może je napędzać siłą grawitacji. Prąd z kanałów trafia do sieci, łącznie w roku 1,1 GWh, co w przełożeniu wystarcza na zasilenie w energię elektryczną około 150 domów.

Produkcja energii elektrycznej może być przecież świetnym interesem. Podczas ostatniej podróży na południe kraju miałem okazję zwiedzić małą elektrownię wodną w Zaklikowie. Ten zniszczony i zdewastowany obiekt kupiły w 1995 r. osoby związane z miejscowością. W wyniku poniesionych kosztów i włożonego wysiłku, elektrownię udało się podźwignąć z ruiny. Turbina ponownie ruszyła i zaczęła produkować prąd.

Dziś obiekt przechodzi kolejny generalny remont. Inżynierowie instalują nową turbinę a stara zabytkowa będzie pełnić funkcję zastępczą i muzealną. Natomiast w przyległym budynku rozrasta się hotel. Gołym okiem widać, że obiekt nabiera coraz większego blasku.

Mała elektrownia wodna w Zaklikowie

Czy warto więc podjąć trud, co nas blokuje?

– Problemem są niechętni urzędnicy. Byłem i w urzędzie miasta i w ZDiZ i powiedziano mi, że owszem temat jest bardzo ciekawy, ale że to za dużo problemów – wyznaje Zdzisław Drzał.

Każde wyzwanie wiąże się z pokonaniem jakichś przeszkód, to oczywiste. Może więc bardziej zasadne od aspektów technicznych jest pytanie o chęci i dobrą wolę osób decyzyjnych. W czasach kryzysu energetycznego i szalejących cen, w erze odchodzenia od paliw kopalnych i coraz silniejszego stawiania na zdywersyfikowany i ekologiczny pobór energii, małe i mikro elektrownie wodne stają się alternatywą, której z całą pewnością należałoby się przyjrzeć uważniej.

 

Spread the love