W tym roku dzień 23 marca, jak się kiedyś mówiło rocznica „wyzwolenia” Sopotu przez wojska sowieckie, minął bez echa. Nic nie wiadomo o składaniu wieńców na grobach żołnierzy Armii Czerwonej pochowanych w Sopocie. Przynajmniej media nic o tym nie doniosły.
Jednak ten dzień nadal skłania, do refleksji nad tym co się wydarzyło 74 lata temu w naszym spokojnym miasteczku.
Wiele lat temu, za czasów, kiedy za mówienie o sowieckich zbrodniach wojennych, o gwałtach i rabunkach można było trafić do więzienia nadano jednej z sopockich ulic nazwę 23 Marca, aby upamiętnić dzień, kiedy w Sopocie zakończyły się działania wojenne, a miasto zdobyły wojska sowieckie. Jak opisywał to w artykule „Sopot w ogniu. Marzec 1945 roku w kurorcie” z marca 2014 roku, Tomasz Kot:
„Rozpoczyna się atak na kurort od strony Kolibek. Rosjanie idą wzdłuż torów kolejowych, ulicami Wejherowską, aleją Niepodległości i nadmorskimi alejkami. Do dziś widocznymi śladami po wojnie są ślady kul na budynku kolejowym przy ulicy Wejherowskiej, opodal stacji SKM Kamienny Potok.
O godz. 6 rano na spowitą wiosenną mgłą sopocką plażę wypełzają czołgi T-34. Otwierają ogień do widocznych we mgle pancernika „Lützow” i niszczycieli Z-31 i Z-34. (…) Druga grupa wojsk sowieckich wkracza do miasta od strony dzisiejszej ul. 23 marca niemal nie napotykając żadnego oporu. Już wcześniej Niemcy wycofali się ze swoich leśnych umocnień, porzucając po drodze sprzęt.” https://historia.trojmiasto.pl/Sopot-w-ogniu-Marzec-1945-roku-w-kurorcie-n77930.html#tri
Radni sopoccy nie chcieli zmienić nazwy ulicy 23 Marca upamiętniającej wkroczenie wojsk sowieckich do naszego miasta (było to konieczne ze względu na przepisy dekomunizacyjne), więc wpadli na pomysł, że upamiętnią Dzień Przyjaźni Polsko-Węgierskiej, który przypada też 23 marca i dzięki temu nazwa ulicy pozostanie bez zmian. Nie wpadli na, o wiele bardziej zasadny pomysł, że 23 marca nie tylko wojska sowieckie wkroczyły do miasta (co rzeczywiście trudno upamiętniać biorąc pod uwagę skalę gwałtów i przemocy na ludności cywilnej i sowieckie zbrodnie) ale, że zakończył się niechlubny okres rządów nazistowskich. I zakończyły się wyniszczające działania wojenne. To z pewnością byłoby lepsze uzasadnienie dla pozostawienia nazwy ulicy, niż cwaniackie rozwiązanie radnych.
Tym samym, choć nazwa ulicy pozostała, to następne pokolenia zapewne nie będą pamiętać o generale Wasiliju Popowie, Froncie Białoruskim i natarciu wojsk sowieckich, najwyżej ktoś się zastanowi dlaczego akurat ulica prowadząca przez jedno z sopockich blokowisk ma coś wspólnego z Węgrami. Może tyle, że w Budapeszcie są podobne blokowiska? Tyle osiągnęli radni swoim ahistorycznym podejściem, motywowanym jak można się domyślać niechęcią do PiSowskiej ustawy, a nie głębszymi przemyśleniami na temat obrony pamięci żołnierzy sowieckich, czy bólem po odejściu władzy niemieckiej.
Warto jednak pamięć o tym co się działo w Sopocie 23 marca i jaka była burzliwa historia tego miasteczka przed tą pamiętną datą. Jest to wszakże dziedzictwo historyczne i kulturowe z jakim przyszło nam teraz żyć.
Bezrefleksyjnie oglądając wystawy wnętrz sopockich w Muzeum Miasta Sopotu, umieszczając na Facebooku pocztówki spacerowiczów z sopockiego molo z lat 30, turyści czy sopocianie nie zastanawiają się nad tłem politycznym i społecznym wydarzeń, które w tamtych czasach miały w Sopocie miejsce.
Tego rodzaju podejście wpisuje się w wizję miasta promowaną przez sopockie władze. Miasta bez trudnych tematów, bez trudnej przeszłości, w którym na starych zdjęciach spacerują ładne panie w eleganckich kapeluszach. W sopockim muzeum można obejrzeć porcelanowe filiżanki, z których panie piły herbatę. Czasem na zdjęciach Sopotu niefortunnie znajdzie się flaga ze swastyką, albo jakaś pani w objęciach żołnierza w mundurze Hansa Klosa. Jednak co tam, szybko odkładamy zdjęcie bo dłuższa refleksja mogłaby zaburzyć tworzoną przez wydział promocji miasta wizję idylli, która w Sopocie trwała przecież przez całe wieki; od czasów grodziska aż do teraz.
Można się zastanawiać czemu służy takie zakłamanie, które cwaniackie przerobienie znaczenia nazwy ulicy z rocznicy „wyzwolenia” na dzień przyjaźni polsko-węgierskiej tylko pogłębia.
Domyślamy się, że według władz sopockich „perła Bałtyku” mogłaby wydać się mniej atrakcyjna, a tym samym mogłyby spaść ceny apartamentów na wynajem, gdyby obok hotelu Grand pojawiła się tablica edukacyjna na temat zbrodniczych planów Hitlera dotyczących eutanazji, które właśnie w tym budynku (ówcześnie hotel „Casino”) uzgadniał ze swoimi doradcami?
Tworzenie mitów poprzez nierówne rozkładanie akcentów na mniej czy bardziej wygodne elementy historii to pozbawiona sensu manipulacja. Jednak jak widać Sopot jako produkt ma się dobrze sprzedać bez Sowietów, Nazistów i trudnej historii. Tylko czy ma sens uleganie polityce historycznej dewelopera?